Cyklonotoryczny>

Serce prawie wyskakuje z piersi, puls świeci na czerwono i uruchamia alarm, płuca piszczą, nogi pieką, pot zalewa mi oczy tak, że prawie nie widzę zegarka, który pokazuje mi, że jeżeli wytrzymam jeszcze trzy minuty pokonam osobisty rekord.  Udało się, wytrzymałem! Ogarnia mnie euforia, opłaciło się włożyć wysiłek w jazdę. Liczy się teraz duma z dobrze wykonanej „roboty”.

Ktoś może przez cały dzień składać modele pociągów, całą noc oglądać niebo, miażdżyć w gry komputerowe, czy też uprawiać sport. Ktoś oddaje się hobby w wyważony sposób - w ciągu dnia siedzę w pracy, więc wieczorem muszę się ruszać, albo gdy spędzam cały dzień na pracy fizycznej, wolę wieczorem rozwiązywać krzyżówki. Cóż, możliwe, że informatyk gra wieczorami w gry, a hydraulik idzie na siłownię. Wszyscy jesteśmy różni, ale ja jestem typem równowagi, więc całodzienne siedzenie rekompensuję wieczorną aktywnością fizyczną na świeżym powietrzu.

Moja potrzeba ruchu nie zna przeszkód, takich jak pora dnia, zima, wiatr, czy też wszystko w tym samym czasie :-) Tak jak ktoś potrzebuje piwa do relaksu wieczorem, ja potrzebuję ruchu. Bez niego źle zasypiam, czuję się jakoś nieswojo. Doszło do tego, że czasami, szczególnie zimą, kiedy wszędzie jest błoto i deszcz nie chce jechać tą samą trasą czwarty raz z rzędu, a mimo wszystko wsiadam na rower i jadę – nie ruszając się cierpiałbym bardziej. Jednak poza sezonem, w mrozie, wolę nie dawać z siebie wszystkiego – następnego dnia chcę znowu znaleźć się na rowerze, nie w szpitalu J

Teraz w długim letnim świetle jest spoko, nawet startując o ósmej mogę osiodłać fulla i spędzić godzinę w lesie, co traktuję jako balsam dla ciała i duszy. Idealny reset. Wielu zastanawia się, dlaczego nie robię tego rano, ale moja odpowiedź brzmi, że nie potrzebuję wtedy resetu. W moim przypadku byłoby to bez energii i chęci. Uda mi się zebrać może do godziny po śniadaniu, dlatego wolę przejażdżki wieczorne, pełne siły i potrzeby rozładowania nagromadzonego napięcia w ciągu dnia. I to jest ten właściwy napęd.

Dla tych, którzy akurat zastanawiają się, jak jeździć po ciemku i zimą, mam jedną radę: nie przestawaj z końcem sezonu. Stopniowo przyzwyczajaj się do zmierzchu. Każdy, kto może zacząć jeszcze w dzień, nawet nie zauważy, że się ściemniło, gdy ma dobre oświetlenie. W drugą stronę też to działa. Zdarza mi się, że często jeżdżę po nocy, a kiedy w końcu w ciągu weekendu wybiorę się na przejażdżkę w dzień czuję się trochę nieswojo J

Przyzwyczajenie się do zimna jest jeszcze łatwiejsze niż do ciemności. Stopniowo po prostu wydłużają spodnie i rękawy, a ilość warstw rośnie. Nawet nie zdaję się sobie sprawy, że jadę już przy minus dziesięciu. Nie widzę też dużej różnicy między + 20 i 35. Po prostu weź ze sobą więcej wody.

Więc myk z nudnych rowerków stacjonarnych na świeże powietrze! Twoje ciało wynagrodzi cię świeżym umysłem nawet wieczorem, możesz spożytkować go np. czytając – co jest moim kolejnym hobby – a co najważniejsze spokojnym snem.

Wierzę, że jak najwięcej z nas będzie machać do siebie w geście pozdrowienia nawet w styczniu o 21:49 :)