PASSO DELLO STELVIO część pierwsza– motywacja i droga

Tagi:
PASSO DELLO STELVIO część pierwsza– motywacja i droga>

JEDNA PRZYGODA NIE WYSTARCZY

Po udanej wspinaczce na Sveti Jure w Chorwacji wciąż nie opuszczała mnie ambicja, aby dalej odkrywać miejsca, które należą do kolarskiej czołówki na świecie. Jako wielki miłośnik i fan kolarstwa szosowego co roku nie mogę się doczekać słynnych wiosennych klasyków, a potem pojawienia się legendarnych Grand Tour na ekranach telewizorów. Oprócz oglądania samego wydarzenia, widz może poznać architekturę, zabytki historyczne czy kulturowe, ale także piękno przyrody w krajach, które mogą służyć również jako „studnia pomysłów”, dokąd udać się w przyszłości.

Pamiętam Giro d´Italia z 2017 roku, gdzie różowa koszulka Maglia rosa rywalizowała głównie między kolarzami Dumoulin, Quintano i Nibali. Najtrudniejszy królewski etap czekał na nich 23 maja, gdzie musieli pokonać 227 km i wspiąć się na wysokość 5400 metrów. Było to wejście na Stelvio od strony szwajcarskiej, które po raz pierwszy w historii pojawiło się w programie Giro w jubileuszowym setnym wyścigu.

Najbardziej pamiętnym momentem na każdym odcinku tego etapu jest sytuacja, w której lider klasyfikacji generalnej Tom Dumoulin zatrzymuje się przed rozpoczęciem wspinaczki na przełęcz Umbrail z powodu problemów żołądkowych i musi udać się do toalety. Wejście na tę przełęcz było naprawdę wspaniałym przeżyciem z pozycji widza. To był trudny etap dla kolarzy, bo kąt nachylenia nie spadał poniżej 8% i na ich twarzach było widać, że każdy metr dosłownie boli. Po wyścigu zafascynował mnie ten królewski etap, a zwłaszcza przełęcz Passo dello Stelvio.

NADAWANIE NA TYCH SAMYCH FALACH

Dzięki kolarstwu oprócz wspaniałych przeżyć poznałem mnóstwo ludzi i nawiązałem wiele przyjaźni. Pewnego dnia na wspólnej wycieczce rozmawiałem z moim przyjacielem Ferem o mojej wspinaczce na Sveti Jur i zwierzyłem się mu z chęci kontynuowania i pokonania legendarnego Stelvio. Feri był zachwycony moim pomysłem, a ponieważ chodził do pracy w pobliskim Silandro Schlanders, dobrze znał drogę. Dołączył do mojego jednoosobowego zespołu marzeń.

Na kolejnej wycieczce przedstawiliśmy ten pomysł naszemu przyjacielowi Danowi. Również nie szczędził entuzjazmu. Na kolejnym spotkaniu omówiliśmy sprawy organizacyjne. Musieliśmy znaleźć nocleg, transport, ale też uzgodnić samą trasę. Z poszukiwaniem i późniejszą rezerwacją zakwaterowania nie było problemu, pensjonat Martello w pięknym otoczeniu był dla nas idealny.

Celem treningu było „przestawienie” nóg i głowy się do trudności jaką jest jazda pod górkę. W wolnym czasie po pracy trenowaliśmy, głównie w Tatrach Wysokich i Górach Lewockich. W ramach przygotowań codziennie śledziliśmy co się dzieje w Martelli i Stelvii za pomocą kamer internetowych i prognoz pogody. Cel naszej wyprawy był pokryty obfitą warstwą śniegu, a warunki pogodowe sprzyjały uprawianiu sportów zimowych. Jednak chęć wspięcia się na Stelvio była silniejsza.

Przed wyjazdem do Włoch sprawdziliśmy nasze rowery i spakowaliśmy bagaże. Wiedzieliśmy, że do wspinaczki będziemy potrzebować odzieży rowerowej, która idealnie dopasuje się do różnych warunków pogodowych. Podstawą była funkcjonalna bielizna termiczna, która doskonale ogrzeje sportowca w pogodę przypominającą zimowe i wiosenne miesiące. Koszulki musiały mieć właściwości z dobrą termoregulacją a  kamizelki i kurtki być odporne na wiatr i wodę. Równie ważne są akcesoria. Błędem byłoby zapomnieć o skarpetkach, rękawiczkach, chustce na głowie czy o ochraniaczach na ręce i kolana. Podczas zjazdu rowerzysta doceni każde akcesorium, które pozwoli mu nie zmarznąć.

 

PRZYJAZD DO WŁOCH

W dniu wyjazdu załadowaliśmy cały bagaż i rowery do samochodu i mogliśmy wyruszać. Po kilku godzinach opuściliśmy Słowację, przejechaliśmy przez Austrię, potem mogliśmy przez chwilę odetchnąć niemieckim powietrzem, a następnie powitały nas Włochy. Przez roboty drogowe przejście w górach było zamknięte, więc skierowano nas na objazd przez Szwajcarię. Na granicy zatrzymali nas już szwajcarscy celnicy, aby ustalić powód i przyczynę przejazdu przez ich terytorium. Sprawdzanie naszych dokumentów zajęło około 20 minut. Do dziś nie wiemy, co im się nie podobało.

Po odprawie granicznej i po kilku kilometrach objazdów w Szwajcarii wróciliśmy do Włoch. Dostaliśmy się z granicy do autonomicznej prowincji Bolzano i zatrzymaliśmy się w Ganda di Martello. Pensjonat był bardzo przyjemny, a okolica bogata w piękne widoki na wzgórza i lasy.

Podobnie jak w przeszłości wojownicy przygotowywali się do walki, my również ponownie oceniliśmy naszą taktykę, sprawdzając kamery online. W końcowych partiach Stelvii był jeszcze śnieg, więc przejście przez Trafoi było zamknięte. Nasza decyzja była następująca: dojedziemy do Stelvio, ale od strony szwajcarskiej - z Santa Maria na przełęcz Umbrail.

Tak, przejedziemy dokładnie ten sam odcinek drogi do Stelvio co profesjonaliści Giro d'Italia w 2017 roku. Dzień przygotowań był już za nami, być może czekało nas jedno z największych sportowych przeżyć. Nasz dzień "Stelvio" opiszę w następnej części artykułu.

NA ZAKOŃCZENIE

Może to zabrzmi śmiesznie, ale chciałbym podziękować transmisji telewizyjnej Giro d'Italia z 2017 roku, kiedy to po raz pierwszy zobaczyłem wspinaczkę na kultową przełęcz Passo Della Stelvio. Po drugie, dziękuję chłopakom za podjęcie się ze mną tego wyzwania i za decyzję o przeżyciu wspólnej przygody we Włoszech. To jednak koniec tego artykułu, dalsze przeżycia opiszę w drugiej jego części.