Amator między zawodowcami

Tagi:
Amator między zawodowcami>

Oglądanie zawodowców tylko w telewizji jest łatwe, zwłaszcza z kawą lub piwem w ręku. W takiej domowej atmosferze cały etap mija bardzo szybko, jednak moim zdaniem prawdziwy entuzjasta kolarstwa powinien spróbować przejechać taką trasą osobiście.

Z kolarstwem wiąże się wiele doświadczeń, zrealizowanych celów czy spełnionych marzeń, którymi dzieliłem się już z Wami w poprzednich artykułach, ale w tym blogu chciałbym podzielić się z Wami osobistym doświadczeniem z mojej letniej przygody - amatorskiego wyścigu kolarskiego wokół Polski (Tour de Pologne). 

WYŚCIGI KOLARSKIE ZA GRANICĄ

Dyskwalifikacja Petera Sagana w Tour de France doprowadziła do zmiany jego kalendarza. Gdy nasi północni sąsiedzi opublikowali listę startową Tour de Pologne z nazwiskami kolarzy poszczególnych drużyn i potwierdzili udział utytułowanego Słowaka, nie wahałem się ani chwili i przygotowałem się na wyprawę śladami Sagana. 

Kiedy dotarliśmy do Polski, wszystko było przygotowane do sprawnego przeprowadzenia ostatniego etapu w okolicach Bukowiny Tatrzańskiej. Po raz pierwszy widziałem tak wiele kilometrów ograniczonych barierkami, reklamy głównych sponsorów były na każdym rogu, a co najważniejsze, wszędzie było słychać Słowaków, którzy również przyjechali, głównie ze względu na naszą słowacką gwiazdę z Żyliny.

Podczas przejścia z parkingu na metę etapu usłyszeliśmy owacje i doping kibiców na trasie. Wielkie zamieszanie oznaczało koniec całego wyścigu. Mój entuzjazm osłabł z obawy, że przegapiłem to wydarzenie. Słowaccy kibice zapewniali nas, że peleton Tour de Pologne jeszcze nie przejechał. Kibice dopingowali zawodników biorących udział w równoległych amatorskich wyścigach. Ten amatorski wyścig jest organizowany co roku jako program towarzyszący Tour de Pologne.

Kolarze mogą wziąć udział w zawodach, cieszyć się atmosferą głównego wyścigu bezpośrednio z siodełka roweru i wypróbować trudność trasy, którą zawodowcy pokonują nawet dwukrotnie. Amatorzy przejadą trasę tylko raz, ale nawet to może sprawić trudność. Świetna trasa z soczystymi podjazdami, ale przede wszystkim z dużą liczbą uczestniczących w niej kolarzy.     

To było wielkie przeżycie zobaczyć po raz pierwszy światowy fenomen - Petera Sagana. Wprawdzie przeleciał szybko obok nas w grupie kolarzy w peletonie, ale naprawdę było warto. Emocje związane z tym doświadczeniem przerywały myśli o wyścigach amatorskich. Szukałem coraz więcej informacji i postanowiłem, że pewnego dnia i ja wezmę udział w tym wyścigu.

PRZYGOTOWANIE NA WYŚCIG

Rok minął jak z bicza strzelił i po powrocie z wycieczki we Włoszech, gdzie zdobyłem Passo della Stelvio (o czym wspominałem w tym artykule), rozpoczęły się przygotowania do Tour de Pologne Amatorów w Bukowinie Tatrzańskiej. 

Tydzień przed wyścigiem postanowiłem z grupą przyjaciół przejechać na miejscu całą trasę wyścigu, a zwłaszcza najtrudniejsze podjazdy na trasie. Niektóre z nich osiągały nachylenie do 20%. Zgodziliśmy się, że na podjazdach najlepiej będzie być jak najbardziej z przodu. Korzystna pozycja nie spowoduje problemów, jeśli rowerzysta jadący przed Tobą zatrzyma się lub zejdzie z roweru, w takim przypadku szanse na uniknięcie go są niewielkie. Podczas treningów zdałem sobie sprawę, że ten amatorski wyścig nie będzie łatwy.

TOUR DE POLOGNE AMATORÓW 

Nadszedł D-Day. Wstałem wcześnie rano, ponieważ oficjalną rejestrację - odebranie numeru startowego i pakietu startowego dla kolarzy - trzeba było odebrać osobiście. Z powodu zamknięcia drogi przez cały dzień nie mogłem dojechać samochodem do punktu startowego, więc czekała mnie 3-kilometrowa wspinaczka. 

Start zaplanowany był na godzinę 7:30. Pomijając ogólny respekt, jaki miałem do pierwszego wyścigu, martwiłem się, że nie zdążę. Organizatorzy mieli inne wyobrażenie o tym jak start powinien wyglądać, był podzielony na kilka sektorów, dzięki czemu regularnie startowała grupa około 200 kolarzy.  Zacząłem dopiero w 8. sektorze. Byłem coraz bliżej startu i choć nie planowałem wygrać, ale cieszyć się zawodami, czułem się zestresowany.

Oficjalny start. Pierwszy podjazd odbył się w peletonie. Nie rozumiałam, skąd mam tyle energii. Czułem każdy doping ze strony nieznanych mi kibiców. Dosłownie czujesz się jak zawodowiec, nawet jeśli twoje liczby tego nie pokazują.

Wyścig zaczął się naprawdę rozkręcać na stromym zjeździe, gdzie dało się zauważyć trudne warunki. Niestety, niektórzy potraktowali to dosłownie jak wyścig i skończyli na pierwszym ostrym zakręcie zjazdu. Uszkodzone karbonowe koła lub powykręcane przez rowerzystów nierówności od razu pokazały mi, że należy zachować ostrożność.

Zbliżała się wspinaczka, której się obawiałem i nad którą wraz z kolegami pracowaliśmy podczas treningów. Rowerzyści jadący przede mną zeskoczyli z rowerów. Nie pozostało nic innego, jak zsiąść z roweru i pchać go na szczyt podjazdu. Jestem pewien, że zdajecie sobie sprawę z tego jak niewygodne jest bieganie w szosowych butach rowerowych.

Minęliśmy szczyt wzgórza i zdałem sobie sprawę, że jeśli chcę cieszyć się z kolejnego stromego podjazdu, muszę przeć do przodu. Stopniowo udawało mi się wyprzedzać poszczególnych zawodników na płaskich odcinkach trasy. Zrozumiałe jest, że na trasie było wielu rowerzystów, ponieważ każdy startował o innej porze. 

Zakręt za zakrętem, podjazd, zjazd, poczęstunek i niesamowita atmosfera. Najdłuższy i najbardziej stromy podjazd całego wyścigu wciąż siedzi mi w głowie, a w aplikacji Strava widnieją wielkie kolarskie nazwiska. Obolałe nogi nabierają energii już od samego dopingu kibiców.

Pod koniec etapu powtórzyłem trasę z porannego biegu na start/metę i powoli widziałem zbliżającą się metę. Tam natychmiast przyjął mnie ktoś z ekipy organizacyjnej i skierował do namiotu, w którym podawano obiad.  Za zasłużony wysiłek otrzymaliśmy ogromną porcję makaronu z serem.

Po obiedzie załadowałem rower na bagażnik mojego samochodu i cieszyłem się przejazdem głównego peletonu Tour de Pologne. W drodze do domu przypomniałem sobie atmosferę, która towarzyszyła mi w ciągu ostatnich godzin. Na takim wyścigu kolarz amator naprawdę czuje się jak zawodowiec, przynajmniej przez chwilę. Gorąco wszystkim polecam.

Być może tym artykułem zainspirowałem jakiegoś entuzjastę kolarstwa szosowego do oglądania wyścigów transmitowanych na ekranach telewizorów z siodełka swojego roweru. Tak samo jak w pierwszy raz kibicowałem kolarzom-amatorom, z przyjemnością przyjadę i będę zagrzewać kolejnych do udziału w takim międzynarodowym wyścigu. A kiedyś może spotkamy się na starcie.